poniedziałek, 5 września 2016

Od Azumi cd. Mal

-Powodzenia z tym twoim planem.- mruknęłam pod nosem wychodząc z jego kamienistej, nie nadającej się do niczego "komnaty".

Podlałam moje drzewko, a potem zwinęłam się w kłębek na liściach zaraz przy pniu. Bardzo długo starałam się odpłynąć w objęcia morfeusza, ale jak na złość sen nie przychodził. Wierciłam się niemiłosiernie przekręcając się co chwilę na drugi bok. Ostatecznie zrezygnowana, poirytowana i zmęczona bardziej niż przed przyjściem do ruin wstałam i postanowiłam się przejść. Mijając jaskinię węgielka (jak on może mnie nazywać skoczkiem to ja będę mówić na niego węgielek) zauważyłam, że bije z niej lekka poświata. Nie zaglądnęłam jednak do środka, bo basior pewnie ma mnie na razie dość. Czasami sama siebie mam dość, a co dopiero inni. Ruszyłam w stronę lasu do jednego z niedawno odkrytych przeze mnie miejsc.

 Była to tak jakby altanka, która powstała gdy stare drzewo przewróciło się i oparło na innym. Potem obrosła je jakaś winorośl, która wspinała się też na inne rośliny tworząc baldachim. Nie zeszło mi dużo czasu gdy tam dotarłam. Weszłam do środka i położyłam na ziemi. Zamknęłam oczy i wczułam się całą sobą w otaczającą mnie naturę.  W mojej głowie zaczęły przewijać się różne obrazy. Stado saren śpiące w ukryciu drzew, dorodny jeleń bacznie wypatrujący zagrożenia by w każdej chwili ostrzec stado i zerwać się do ucieczki. Zające chowające się w swoich norkach. Mimo, że las wydawał się pogrążony w mrocznym, nieskończonym śnie, tak naprawdę tętnił życiem. W poszukiwaniu jedzenia ze swoich kryjówek wychodziły gryzonie, które same w każdej chwili mogły stać się pożywieniem dla sów, czy też lisów. Tam znów przeleciał nietoperz, gdzie indziej przemknęła kuna. Wszystko to było takie piękne.

Ocknęłam się dopiero gdy na mój nos spadła pierwsza kropla deszczu. Nie miałam pojęcia ile czasu spędziłam w tej pozycji, ale zaczynało już powoli świtać. Ruszyłam powolnym krokiem do ruin. Nie przeszkadzał mi deszcz, który moczył moja sierść sprawiając, że wyglądałam jak mokra wiewiórka. Byłam strasznie zmęczona, a w sumie nic takiego nie robiłam. jak wcześniej nie mogłam zasnąć, tak teraz szłam i dosłownie spałam. Na dodatek było mi zimno. Przemoknięta już do suchej nitki dotarłam do jaskini. gdy przechodziłam obok wszystkich pomieszczeń coś mnie podkusiło żeby sprawdził co tam u węgielka. Albo po prostu byłam ciekawa tego jego planu. W każdym razie gdy tylko weszłam do jego pokoju stanęłam jak wryta. Po tym co widziałam wcześniej nie zostało zupełnie nic. Jakby ktoś zaczarował to miejsce i zamieniając je w coś zupełnie innego. Gdy oglądnęłam już chyba każdy cal pomieszczenia mój wzrok padł na basiora. Chyba spał. Po chwili jednak mój wierny wierzchowiec wymruczał coś nie do końca zrozumiale. Czyli jednak nie spał. Chwile się wąchałam nad decyzją, ale ostatecznie ułożyłam się obok niego. Na początku utrzymywałam dystans, ale biło od niego takie ciepło, a mi było jeszcze zimno, że ostatecznie się w niego wtuliłam. Był taki cieplutki.

-Dobranoc węgielku.- powiedziałam i chwilę potem zasnęłam.

Mal?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz