niedziela, 25 września 2016

Od Azumi CD Mal'a

Gdy węgielek zaproponował spacer nad jezioro nie byłam zbyt zachwycona. Zgodziłam się ostatecznie. Droga była długa, ale czas szybko nam leciał przez ciągłe dogryzanie sobie. Po dotarciu na miejsce zachwycona podziwiałam widoki. Basior wykorzystał chwilę mojej nieuwagi i popchnął mnie wprost w górę kwiatów. Przekoziołkowałam i wylądowałam na plecach w kwiatuszkach. Kichnęłam, a później wstałam. Byłam cała w pyłku. Spojrzałam na węgielka wzrokiem, który mógłby zabijać i zaczęłam go gonić. W pewnym momencie pościgu znaleźliśmy się w wodzie. Zaczęłam podtapiać wilka, który strasznie się szamotał. Po chwili przestał się ruszać, a ja spanikowałam. Nie wiedziałam co robić. Tak bardzo się o niego bałam. Przed oczami momentalnie pojawiła się scena z koszmaru. Jego ciało mówiące oskarżycielskim tonem "To twoja wina!". Gdy po moich nawoływaniach wypłynął na powierzchnie czułam ogromną ulgę i złość. Węgielek chyba się wystraszył widząc mnie w tym stanie, bo szybko przeprosił ocierając się o mnie. Zrezygnowana westchnęłam i wyszłam na brzeg, a basior miał mi upolować rybę. W sumie szybko mu poszło. Po zjedzeniu leżeliśmy na trawie. Żadne z nas nic nie mówiło. Pasowało mi to. Ciszę przerwało stwierdzenie węgielka. Nie znamy swoich imion. Trochę mnie to bawiło. Już miałam mu się przedstawić gdy nad doliną pojawił się helikopter. Węgielek poderwał się na nogi, a ja zaraz za nim po czym zaczęliśmy uciekać w stronę lasu. Nagle w powietrzu śmignęło coś żółtego i wbiło się w łapę wilka, który widocznie słabł. Wszystko się we mnie kłóciło. Tak bardzo się bałam się ludzi, jednak z drugiej strony nie chciałam zostawiać węgielka. Zawróciłam w jego stronę. Gdy byłam już blisko w moją szyję wbiła się taka sama strzałka jak ta, która trafiła basiora. Po chwili leżałam już na ziemi, a moje oczy powoli się zamykały.
***
Obudziłam się... gdzieś. Leżałam na środku jakiegoś pomieszczenia. trzy z czterech ścian były zrobione z betonu, a ta z samego przodu z kraty. Wciąż nie do końca przebudzona spróbowałam wstać. Zachwiałam się na nogach i oparłam się bokiem o jedną ze ścian. Zjechałam po niej, by znów się położyć i odczekać, aż przestanie mi się kręcić w głowie. Po chwili podjęłam drugą próbę wstania. Tym razem udało mi się utrzymać na nogach. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale niczego i nikogo poza mną nie zobaczyłam. Przestraszyłam się. Nie wiedziałam gdzie jest mój węgielek. Zaczęłam węszyć próbując wyłapać jego zapach, ale jedyne co poczułam to beton, metal i wiele innych zapachów, których nie umiałam nazwać. Podeszłam do kraty, jednak prawie od razu od niej odskoczyłam. Po drugiej stronie stały dwie postacie ubrane w białe fartuchy. Patrzyły się na mnie dziwnym wzrokiem i o czymś rozmawiały. Dziwnie się czułam pod ich spojrzeniem. Jedna z postaci kucnęła i spojrzała prosto w moje oczy. Zawarczałam i cofnęłam się. Ludzie obrzucili mnie przelotnym spojrzeniem i znikli mi z pola widzenia. Zdenerwowana zaczęłam chodzić w kółko. W końcu przystanęłam i znowu spróbowałam wyczuć woń węgielka. Tym razem ją poczułam. Była dość silna.
-Węgielku?- powiedziałam ledwo słyszalnie. Skarciłam się za to w myślach po czym wzięłam głębszy oddech i znowu zawołałam towarzysza.- Węgielku??

Co dalej???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz